sobota, 31 grudnia 2011

2011: the best year of my life...so far ;)

Mamy ostatni dzień 2011 roku. Jak każdy poprzedni, miałam w nim dobre i złe momenty. Coś straciłam, coś zyskałam. Ktoś powrócił, ktoś odszedł, ktoś się pojawił. Były łzy, były uśmiechy, było też bezgraniczne szczęście. Wzruszenia, rozstania, ekscytacja. Było wszystko. Niby jak zawsze. A mimo to uważam, że rok 2011 był, jak dotychczas, najlepszym rokiem mojego życia. Bo to właśnie w nim zapracowaliśmy na te miliony bezcennych wspomnień. Bo utwierdziłam się w przekonaniu, że trzeba marzyć. Zamienić wszystkie nie potrafię na mogę, a marzenia na plany. Okazuje się bowiem, że rację miał te, kto powiedział, że jak się czegoś bardzo bardzo chce to się to w końcu dostaje.
No to lecimy, najlepsze momenty 2011:
-styczniowy koncert Hurts w Krakowie, jakieś minus sto stopni i ponad godzina czekania, ale warto było, chociażby po to, by dostać od wokalisty kwiatka 
-narodziny Wiki
-odkrycie The Streets w marcu, czyli zmiana mojego świata o 180 stopni
-wciągnięcie się w Jak poznałem waszą matkę :D
-pierwsza wizyta w Warszawie
-Orange Warsaw Festival!
-Mariczka!!
-moja 18, najlepsze prezenty życia <3
-Woodstock ;') 
-CLMF! 
-Interpol, flaga, Kanye West! Namiot :D
-I jeszcze więcej Mari!
-Iza!
-powrót pewnego faceta <3
-Wawa i Freeform Festival
-Mike Skinner na żywo, orgazm!!! <3 15 października, najlepszy dzień roku!
-Piłka, piłka i jeszcze więcej piłki. Real Madrid <3
-Poznanie wspaniałych facetów :D
-Płyty! Co za muzyczni cudowny rok
-Piękny prezent pod choinką <3
-...i miejmy nadzieję, cudowny Sylwester ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz