Uwielbiam to uczucie, gdy po raz pierwszy słyszę jakąś piosenkę i od razu się w niej zakochuję.
Nie mam pojęcia, od czego to zależy i jakim cudem 30-sekundowy urywek może spowodować, że tak bardzo zaczyna podobać mi się jakiś kawałek, ale wiem, że tak właśnie stało się w sobotę. Siedziałam sobie z mrożoną kawą, skacząc po kanałach i gdzieś pomiędzy vh1, a e! moją uwagę przykuła piosenka lecąca na mtv dance, którego nigdy nie oglądam. Zostawiłam jednak i zaciekawiłam się: Plan B, artysta, którego niezbyt lubię (no dobra, ma jeden fajny kawałek) nagle wskoczył w klimaty electro, drum'n'bass? I to jeszcze tak genialnie brzmiące? Byłam zaskoczona, dopóki na pasku nie pojawiła się znajoma nazwa Chase & Status. Swoją drogą, ci kolesie są kapitalni! No ale, w każdym razie zagadka się wyjaśniła i od tego momentu nie potrafię się uwolnić od 'End Credits'. Nie dość, że warstwa muzyczna jest świetna, a głos Bena komponuje się z nią idealnie, to tekst jest równie genialny. Nic tylko zapętlić na odtwarzaczu, zamknąć oczy i słuchać, słuchać, słuchać...
Plus zastanawiam się, jak wiele na świecie jest piosenek, których nigdy nie słyszałam, a w których na pewno zakochałabym się od pierwszego usłyszenia. Masakra.
No, tymczasem zaraz idę oglądać Titanica po raz setny w życiu. Nie wiem, co takiego tkwi w tym filmie, ale muszę obejrzeć go co najmniej raz w roku i płakać na 2 scenach: kiedy Jack i Rose stoją na dziobie statku (chociaż sama melodia My Heart Will Go On już wyciska łzy, nie wspominając o mojej reakcji, gdy nie daj Boże zobaczę teledysk w tv) i oczywiście, kiedy Jack tonie. Ach, zapomniałam o starszym małżeństwie leżącym razem na łóżku, czekającym w swoich ramionach na koniec.
Może to żałosne, ale Titanic to Titanic i kurde, można na nim płakać nawet znając go na pamięć.
<3