wtorek, 5 kwietnia 2011

euphoria

Na to czekałam te wszystkie jesienne i zimowe miesiące, właśnie tego tak bardzo mi brakowało i za tym tęskniłam. Bo nic nie może się równać z euforią, jaką czuje się, kiedy twój ulubiony wykonawca pojawia się w kraju, i to jeszcze na letnim festiwalu, na którym w ubiegłym roku umarło się milion razy ze szczęścia.
Tak, tak, tak moje You Me At Six będzie na Coke, jak i również White Lies, The Kooks i Interpol.
Uwielbiam ten stan, tą odrobinę niedowierzania. Zważając na to, że prawdopodobnie czeka mnie jeszcze po drodze występ pana Skinnera, chyba muszę odszczekać moje słowa, jakoby ten rok był taki zły. No bo oczywistością jest, że nic nie pobije Muse, ale gdyby to tak zsumować, to może być naprawdę ekstremalnie blisko.
Nie mogę wciąż usiedzieć w miejscu na myśl o tych emocjach i festiwalowej atmosferze. Naprawdę, nie ma dla mnie niczego bardziej magicznego niż tonięcie w wielotysięcznym tłumie pod rozgwieżdżonym letnim niebem, kiedy na scenie stoi ukochany zespół, a jego muzyka wypełnia gorące powietrze i wibruje w całym ciele.
Nie, tego naprawdę nie da się opisać. To trzeba poczuć <3 Już za 136 dni ;D

Już nigdy nie powiem, że marzenia się nie spełniają, obiecuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz