niedziela, 23 stycznia 2011

Yeah it feels better than love ;)

W końcu ogarnęłam i mogę napisać o najlepszym dniu tego nowego roku.
21.01.2011
Od samego rana wiedziałam, że to będzie śmieszny dzień. Zaczęło się już w pks-ie, gdzie to za mną i Natalką siedziała, a właściwie spała sobie jakaś pani i wyglądała, jakby umarła. Nie mogłam powstrzymać śmiechu, naprawdę. I jeszcze te dwie baby obgadujące włosy Natalii, haha. Potem było szukanie ulicy, ale się ma ten zmysł orientacji ;) Robienie naleśników, tekst Natalii, że czuje się jak studentka. Słodko było.
Następnie calutkie popołudnie spędzone w Galerii Krakowskie, w której to złamałyśmy niechcący prawo i Boże przykazanie, ALE to naprawdę nie było celowe, więc się nie liczy ;) A kradziona kawa smakowała lepiej xD
W końcu nadszedł jednak wieczór i przypomniałyśmy sobie, że prawdziwym powodem naszego przyjazdu do Krakowa nie był shopping, tylko koncert HURTS. Zadzwoniłyśmy więc po naszego szofera, czekając na niego ('to na pewno tutaj, poznaję po znaku zakaz skrętu w prawo' xD) zaczepił nas jakiś pan, pytając czy nie chciałybyśmy skorzystać z wróżki, i przy okazji zmarzłyśmy niemiłosiernie. Na szczęście w końcu udało nam się dojechać do miasteczka akademickiego (AGH przypomniało o ratowniku Marcinie obserwującego tsunami <3). W drodze do klubu Studio naszą ścieżkę przeciął student z pokaźną ilością szklanych butelek w swojej torbie, ale nie, wcale nie było słychać xD Pod klubem, na którym swoją drogą wciąż wisiał banner zachęcający do udziału m CLMF 2010 (zobaczyłam wielki napis MUSE i serce szybciej zabiło) stała już pokaźna grupa osób, dołączyłyśmy więc do nich, trzęsąc się z zimna i czekając na otwarcie drzwi. W międzyczasie zaobserwowałam w tłumie dużą rozpiętość wiekową, od studentów po starsze małżeństwo koło 50tki. Około godziny 18:30, keidy to niby mieli wpuszczać do środka, odwróciłam się do tyłu i sierdziłam, że napłynęło już tyle osób, że  z Nat znajdujemy się w połowie kolejki. Po pół godzinie, podczas której byłyśmy bliskie śmierci przez zamarznięcie kolejka stała się tak długa, że naprawdę stałyśmy bardzo na początku xD A ja zachodziłam w głowę, jak organizatorzy mają zamiar pomieścić ten tłum w środku. Jakaś pai rozdawała ulotki z informacją o afterparty rozpoczynającym się PRZED koncertem haha, a Natalia zapytała mnie co stosuje Julek xD W końcu zaczęli jednak nas wpuszczać, oddałyśmy rzeczy do szatni i czekałyśmy aż wpuszczą nas pod scenę.
Gdy już otworzyli, szybko zajęłyśmy bardzo przyzwoite miejsce blisko sceny i czekałyśmy na support.
Tego dnia supportem było Kamp!, chłopcy, szczególnie klon Komara byli pełni energii i żałowałam, że ludzie nie chcą się bawić, kiedy ja miałam niesamowitą ochotę potańczyć do ich muzyki. Chłopcy skończyli, zaczęli zwijać sprzęt (każde pojawienie się Komara na scenie powodowało pisk tłumu xD <3), w tłum poszły kartki z napisem 'NEVER GIVE UP', natomiast na scenę wyszedł pan od sprzętu z górniczą latarką co wywołało skojarzenie z panem Waldkiem-Wychowałem-Się-Na-Dancingach <3
10 minut po godzinie 21 zgasły wszystkie światła, a z mroku wyłonili się Theo i Adam, w towarzystwie śpiewaka operowego-Richarda, i swoich panów od obsługi sprzętu. Kiedy zajęli już swoje miejsce, poczułam się trochę jak na pogrzebie: chłopcy byli ubrani w garnitury, co stało się już ich elementem rozpoznawczym i stali/siedzieli, ignorując rozentuzjazmowany tłum.  Gdy jednak rozbrzmiały pierwsze nuty 'Unspoken', zapomniałam o otaczający mnie świecie i razem z Theo zaczęłam śpiewać moją ukochaną piosenkę, powstrzymując łezki wzruszenia. Nie pamiętam zbyt dokładnie setlisty, jednak na pewno potem było 'Silver lining' z teatralnymi gestami Theo, z których zresztą Natalia miała niezły ubaw xD Theo po piosenkach mówił łamaną polszczyzną 'Dziękuję' i cieszył się z naszej pozytywnej reakcji, słodzio. Na refrenie Wonderful Life <znalazłam film!> zrealizowaliśmy karteczkową akcję, która, jak miałam wrażenie, spodobała się zespołowi. Musze wspomnieć, że Theo był pełen energii, wbrew wszystkiemu kontakt z widownią BYŁ. Wokalista rzucał do nas białymi różami (reakcja Natalki niezapomniana xD). Na Evelyn Adasiek złapał za gitarę <3, ciężko wyobrazić sobie ten kontrast pomiędzy jego ubiorem a wymiataniem na wiośle, ale piosenka zyskała wiele w moich oczach. Muszę koniecznie wspomnieć, że Adam się nawet uśmiechał, co zdarza się niezmiernie rzadko. Chłopcy zagrali wszystkie kawałki, prócz The Water, plus Happiness i Confide In Me.
Na bis wyszli z Better Than Love i tulipanami (złapałam <3). Plus znalazłam z tego filmik <3
Theoś powiedział nam miłe słowa, napisał też o naszej zajebistości na swoim twitterze :D
Koncert skończył się po niecałej godzinie, ich perkusista cieszył się jak głupi do sera, a ja powróciłam do rzeczywistości.
Natalka dodała od siebie kilka komentarzy, między innymi o niewidomym włoskim śpiewaku operowym, i najlepszy o Theo obciągającym mikrofon o.O xDD
Po wszystkim żałowałam jedynie, że nie mogę pojechać do Warszawy (a był plan wymknięcia się xD) .
Ale, mimo wszystko było MEGA.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz