Jeszcze dwa lata temu niespecjalnie interesował mnie wielki świat mody, tym bardziej modelki. Było mi szczerze obojętne kto zamyka pokaz Fendi na Fashion Week w Mediolanie czy Nowym Jorku. Nie obchodziły mnie rankingi najlepszych modelek i modeli, ani inne związane z wybiegami kwestie. Aż pewnego dnia pod koniec 2009 roku w mojej głowie narodził się pomysł opowiadania, w którym główna bohaterka miała być właśnie przedstawicielką tegoż zawodu. Nie miałam więc wyjścia, musiałam zrobić małe poszukiwanie kandydatki idealnej, która w stu procentach spełniłaby moje wyobrażenia. Weszłam na stronę models.com i przepadłam. Wraz ze znalezieniem w rankingu top 50 models Toni Garrn zmieniło się całe moje podejście do kwestii pokazów mody i projektantów. Od tej chwili śledzę uważnie jej karierę, wiem co, gdzie i kiedy, wiem który pokaz otwiera/zamyka, z kim była na backstage'u, w jakim magazynie miała sesję i w jakiej kampanii obecnie bierze udział.
Toni jest według mnie fantastyczna: ma w sobie coś takiego niewymuszonego, wygląda świeżo,jak zwykła dziewczyna w niezwykłym świecie wielkiej mody. Mając 19 lat chodziła po wybiegach u czołowych projektantów, jej twarz wielokrotnie zdobiła okładki Vogue'a, pozowała takim fotografom jak Mario Testino.
Barcelona Bridal Week
z Karlem Lagerfeldem
Zara jesień/zima 2010
Vogue Germany
Vogue Italy
Vogue Germany
Dior
I moja ukochana sesja z Vogue Italy:
Będę stale obserwować karierę tej dziewczyny, bo ma w sobie potencjał. I jestem przekonana, że pewnego dnia ujrzę ją w top 5 najlepszych modelek świata.
Made In Hell to marka odzieżowa stworzona przez Iana Watkinsa i Boriego Mischiefa, dwóch niesamowicie utalentowanych facetów.Odkryłam ją już spory czas temu i zakochałam się.
Iana kocham już od 5 lat. Uwielbiam wszystko, co robi, mówi i tworzy. Jest moim wzorem: ma kapelę, ma side'owy projekt w którym jest Dj'em, tworzy grafikę, jest modelem i tworzy z Borim projekty ubrań Made In Hell. Człowiek orkiestra, można powiedzieć. Plus ma genialne poczucie humoru i walijski akcent, którego mogę słuchać godzinami.
Bori natomiast, jest projektantem. Oprócz Made In Hell, kreuje takie marki jak:
-Masked Clothing
-Modern Mischief Clothing
-Glamosaurus
-Sober Is Sexy
Uwielbiam kreatywnych ludzi!
I w ogóle znowu fazę mam na polyvore, jeśli już jesteśmy w temacie mody
Czyli taka mała, jubileuszowa powiedzmy notka. Ponieważ w dniu dzisiejszym na moim last.fm osiągnęłam 5 tysięcy odsłuchań MUSE i, taka drobniejsza okazja- 400 odtworzeń ich piosenki 'Glorious'. Jest więc co oblewać.
Tak, na laście osłuchań 5 tysięcy, w głowie jakieś milion. Bo Muse to całe moje życie, mogłabym pisać o nich codziennie, a temat jest niewyczerpany. Mogłabym rozwodzić się nad każdym aspektem ich twórczości, poprzez występy i wszystko inne związane z ich muzyką.
A jednak, przede wszystkim Muse to moja największa motywacja. Do wszystkiego. Do pisania, do robienia zdjęć, do chociażby wstawania rano i do udowadniania sobie, że chcieć to móc.
Bo spójrzmy te 20 lat wstecz, kiedy trójka nastolatków z małej nadmorskiej mieściny postanowiła założyć swój pierwszy zespół. Jaką drogę przeszli aby w końcu pod koniec ubiegłego tysiąclecia już jako Muse wydać swoją pierwszą, i od razu genialną płytę. Zwykli-niezwykli chłopcy z prowincji, na czele z muzycznym geniuszem Bellamym, dążący do celu mimo kłód rzucanych im pod nogi przez krytyków i zagorzałych fanów Radiohead, którzy zarzucali im kopiowanie dorobku Thoma Yorka. Po trudnym początku w 2001 roku chłopcy zamknęli jednak usta wszystkim ludziom, miażdżąc swoim drugim albumem 'Origin Of Symmetry'. To było coś, zupełna zmiana. 'Jak oni teraz brzmią?' pytali ludzie, a odpowiedź była tylko jedna:' Jak Muse'. Chłopcy porzucili emocjonalność, pokazując pazur. Cała płyta była brudna, pełna przypadkowo-nieprzypadkowych dźwięków, wokalu Bellamy'ego przechodzącego wiele oktaw. Płyta genialna, zawierająca riff dekady w 'Plug in Baby', doprowadzająca uszy do orgazmu, szalona i niepoukładana, pokazująca doskonale, że nie powstawała na trzeźwo. Matt sam przyznał, że grzybki były na porządku dziennym i cóż, słychać. Słychać w tych genialnych kompozycjach.
Dwa lata później kolejny album i kolejna zmiana. 'Absolution', lustrzane odbicie tego, co znaleźć mogliśmy na poprzednich wydawnictwach zespołu. Doprowadzona do perfekcji, wszystkie dźwięki na swoim miejscu, wybitne wokale, duża spójność kompozycji. Mój osobisty numer jeden. To właśnie nazywa się magią, bo album to perełka na której można znaleźć całą gamę emocji, od ekstazy do płaczu, od radości po furię. Magia, prawdziwa magia. Potem 'Absolution tour', trasa wybitna, z setkami zniszczonych gitar (Bellamy jest nawet dzięki niej w księdze rekordów) i milionami zahipnotyzowanych fanów. W końcu rok 2006, kiedy to pierwszy raz słyszę ich piosenki i zakochuję się. 'Black Holes And Revelations', największy komercyjny sukces zespołu,znowu zupełnie inna, bardziej idąca w pop stylistyka, ale ciągle smaczki w stylu 'Knights Of Cydonia', które muserzy uznają wręcz za hymn. Gdzieś po drodze zaprzedanie duszy diabłu, spotkanie na drodze pani Meyer, tej od Zmierzchu. Przemilczmy. Even God makes mistakes. w 2009 wydanie 'The Resistance', duży szok, najmniej spójna płyta na której znalazło się wszystko: od utworu rnb po Queen i trzyczęściową symfonię. Szału nie było, ale poziom jednak trzymało. A wszystko przez to, że chłopcy pierwszy raz nagrywali sami, bez producenta i się trochę rozhasali. Ja wybaczam. Wybaczam po tym co w 2010 roku dali mi, gdy widziałam ich na żywo.
Bo nic innego, tylko Muse potrafi mi dać uczucie kompletnego spełnienia, gdy mogę powiedzieć, że teraz gotowa jestem nawet umrzeć. Naprawdę. Bo zobaczenie i usłyszenie ich na żywo było jak hm..Jest taki cytat z Trainspottingu 'Weź najwspanialszy orgazm i pomnóż przez tysiąc, a jeszcze będzie mało'. I to jest właśnie zobaczenie Muse live. Spotkanie z bogami muzyki, gdy znika wszystko. Jesteś tylko ty, Matt, Dom i Chris. I dużo, dużo magii.
I to uzależnia. Oni uzależniają. A ja siedzę w tym tyle czasu i wciąż chcę więcej.
Muse- moje wszystko w 3 mężczyznach po 30stce, ich 5 genialnych albumach, jednym wieczorze, gdy poczułam co znaczy dotknąć nieba i odkryłam miłość, która nie ma granic.
Moi chłopcy z Grammy, płakałam jakbym była ich mamą <3
Czekam na lato, czekam na nową płytę i nową trasę. I powiem tylko tyle, na jednym koncercie nie poprzestanę.
Podjara tą piosenką trwająca już od około miesiąca. W sumie i na MTV da się trafić na coś przyjemnego.
Plus latest news: MIA NA OPENERZE :D btw ubóstwiam jej włosy <3
W pewnym momencie zupełnie przestałam ogarniać życie. I tylko pstryk, pstryk, pstryk.
Zamieniliśmy lizaki na papierosy. Oranżadę na wódkę. Pocałunki na sex. Pamiętasz, że kiedyś nie potrzebowaliśmy narkotyków, żeby 'być na haju'? Wystarczyło pokręcić się na karuzeli. Pamiętasz czasy, kiedy rodzice byli naszymi bohaterami? Kiedy siedząc na barana wydawało się, że jesteś w najwyższym miejscu na Ziemi? Kiedy największymi dziwakami były dzieci z innego osiedla? Kiedy wojna była tylko grą? Kiedy noszenie spódniczek nie czyniło z ciebie dziwki? Kiedy najgorszym bólem, jakiego mogłeś doznać było otarcie kolana? Kiedy pożegnania były jedynie 'do jutra'? A my nie mogliśmy doczekać się dorosłości...?
A teraz co? Jedyne o czym marzymy, to cofnąć czas do okresu dzieciństwa. Gdy najgorszym problemem było, kiedy mama wołała do domu, a chciałeś się dalej bawić. Gdy najtrudniejszym wyborem była decyzja o smaku lizaka. Gdy byliśmy wolni i beztroscy. Gdy mieliśmy coś pięknego, a co większość z nas utraciła w procesie dorastania. Wyobraźnię.
Ponieważ pojawią się na Openerze. Ponieważ są jedyną kapelą, która tak intensywnie przypomina mi o najlepszym lecie mojego życia. Ponieważ uwielbiam ich teksty, chwytliwe melodie z nietypowymi strukturami rytmicznymi i głos Yannisa. Ponieważ nie znam zespołu, który miałby tak szalenie zapętlające się piosenki. I ponieważ nikt nie ma takich klipów, jak oni.
Stąd też mój ranking ulubionych utworów Foals.
#1'This Orient'
Dlaczego jest absolutnym numerem jeden? Bo jest po prostu magiczna, świeża, lekka i, że zacytuję it 'gives me this western feeling'. To jeden z tych kawałków, które trzebakoniecznie umieścić na liście Piosenek Do Usłyszenia Na Żywo Przed Śmiercią. Naprawdę.
#2'Olympic Airways'
Kawałek idealny do przechowywania wspomnień. Nic tylko zamknąć oczy i powrócić myślami do tych gorących letnich wieczorów, kiedy leżeliśmy z przyjaciółmi przy strumieniu, ukryci w wysokiej trawie, poprzetykanej pomarańczowymi promieniami zachodzącego słońca. Nic, tylko poczuć zapach lata, przypomnieć sobie jak smakowało nagrzane powietrze, daleko, daleko od domu i rzeczywistości.
#3 'Spanish Sahara'
Perełka. Nastrojowa, melancholijna, idealna na samotne zimowe wieczory. Plus fenomenalny głos Yannisa, który idealnie brzmi, gdy słucha się go w nocy, leżąc w łóżku, będąc pełnym obaw i niepokojów. Nic nie działa wtedy bardziej kojąco, niż właśnie ta piosenka, niż te słowa. Tekst jest tak genialny, że musiałabym wkleić go tutaj w całości, aczkolwiek jest fragment, który wygrywa wszystko.
It's the Spanish Sahara, the place that you'd wanna leave the horror Forget the horror here Forget the horror here Leave it all down here
Ach, no i teledysk jest moim ulubionym.
#4'Cassius'
Pierwsza ich piosenka jaką miałam okazję usłyszeć. Należy do tych, których nie da się przesłuchać tylko raz pod rząd, o nie. Ma genialny rytm i jak się jej już posłucha, to siedzi w głowie całe dnie. A człowiek tylko chodzi i podśpiewuje.I to coś silniejszego do niego. A teledysk? Absolutnie dziwny, ale to u Foals norma.
The wind is in, the wind is in my heart, the wind is in-
Now what you've got has always gone away
#5'Hummer'
Najbardziej zapętlająca się Foalsowa piosenka. Nawet nie potrafię wytłumaczyć jej fenomenu,, ale
quiet hearbeats, shine like millions
i fanowskie shine my melons! tłumaczy wszystko.
#6 'Miami'
Fascynacji tym kawałkiem zupełnie nie potrafię wyjaśnić, ale w tym chyba cały urok Foals. No i co poradzić, trzeba wcisnąć w playerze przycisk 'powtórz'. Wielokrotnie.
Would you betray me
Or save me
Save me from you
#7'Electric Bloom'
To właśnie nazywam magią Foals. Ich kawałki hipnotyzują słuchacza, na stałe goszcząc w playlistach. Rytm jest obłędny, już wyobrażam sobie brzmienie na żywo. I cóż, za 146 dni nie będę musiała sobie tyko wyobrażać.
#8 'Balloons'
Kolejny numer nie pozwalający usiedzieć słuchaczowi w miejscu. Zabójczy , wkręcający się w głowę rytm i znowu foalsowe hipnotyzowanie.
I to właśnie powód, dla którego ich tak uwielbiam. I jeśli mam być szczera, nie mogę się doczekać, aby zobaczyć ich na żywo. To będzie czysta magia. Jestem pewna.
Kocham Wszechświat. Absolutnie i nieodwołalnie. Uwielbiam wchodzić na Google Earth w zakładkę Niebo, podróżować po konstelacjach i galaktykach, co rusz zachwycając się pięknem tego wszystkiego, tego co jest tak naprawdę wokół nas. Tego, co dla mnie jest czystą magią.
Nie pojmuję wielu związanych z nich rzeczy, nie jestem ekspertem z NASA ani chociażby prymusem z fizyki, ale to wcale nie jest mi potrzebne. Wystarczy mi to, co widzę. Bo czy kiedykolwiek myślałam, że to, co wszyscy uważają za pustą, czarną i zimną przestrzeń może aż tak zachwycić, doprowadzić do łez?
To wszystko tam jest, tam na górze, na tym niebie na które spoglądamy co dzień.
A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że, a to naukowo udowodnione, jesteśmy stworzeni z gwiazd. No, dokładniej rzecz ujmując to astronomowie twierdzą, że wszystko co nas otacza, węgiel w atramencie, krzem z którego robione są mikroukłady np. do komputerów, zostały stworzone dawno temu w samym sercu gwiazdy, gdy ta świeciła spalając wodór. Żelazo, które transportuje tlen w naszej krwi zostało stworzone gdy gwiazda zbliżając się do swojego kresu, eksplodowała. Jesteśmy częścią tego niewyobrażalnego bezmiaru przestrzeni. I dosłownie, jesteśmy zrobieni z gwiazd. Jesteśmy ich potomkami. Tylko czas stanowi różnicę pomiędzy nami i gwiazdami.
Widząc świecące obiekty na nocnym niebie jedyne o czym mogę myśleć to to, że każda elementarna cząsteczka mojego ciała powstała właśnie z nich. Ponieważ gwiazdy istnieją, my istniejemy. Procesy, które stworzyły te miliardy oddalonych o lata świetlne galaktyki, stworzyły też i nas. To tak, jakby galaktyki były naszymi praprzodkami.
Czy to nie jest magią?
I cóż, idąc dalej tym tropem i moim zachwytem Wszechświatem natrafiłam na najcudowniejszego projektanta na świecie, Christophera Kane.