niedziela, 21 listopada 2010

It's my life czyli powrót do przeszłości

Korzystając z chwili wolnego czasu udało mi się pobuszować (w zbożu do 100 strony) w muzycznych zbiorach mojego ojca. Przekopując się przez setki kaset, na których widok aż łza się w oku kręci, i płyt o których zdobycie w latach 80-tych nie było łatwo, trafiłam na albumy grupy Talk Talk. Zainteresowały mnie ze względu na to, że w każdej wzmiance o Hurts przewija się nazwa tej grupy sprzed 30 lat. Postanowiłam więc, że jako fanka duetu z Manchesteru, powinnam zapoznać się z twórczością zespołu, który zainspirował ich do swojej działalności. I tak, już w pierwszym kawałku, jaki przesłuchałam faktycznie da się odnaleźć wpływ Talk Talk na Hurts. Specyficzny wokal Marka Hollisa i świetne, melancholijne synth-popowe melodie stanowią miłe i kojące dla ucha połączenie. Naprawdę duży plus dla Talk Talk. Plus koniecznie trzeba posłuchać 'It's my life'! Oryginał w moim mniemaniu lepszy od coveru No Doubt.
Zostając jeszcze na chwilę przy muzyce: nie sądziłam, że kiedykolwiek to powiem, bo też uważałam to za niemożliwe, ale chyba jeszcze bardziej zakochałam się w muzyce Muse. Za każdym razem, gdy siadam do komputera i włączam bibliotekę WMP, to od czegokolwiek bym nie zaczęła i tak dziwnym trafem koniec końców ląduję na literce M. Przez moje życie przewinęło się mnóstwo zespołów, które- jak sądziłam- zostaną w nim na zawsze. Jak na razie przetrwać udało się tylko 30 Seconds to Mars (3 lata), Lostprophets (4, aczkolwiek czasami mam wrażenie, że tylko z czystego sentymentu) no i Muse właśnie. I tylko oni są w stanie swoją muzyką wyzwolić we cały wachlarz uczuć, a przede wszystkim zainspirować do działania. Mam na nich tylko jedno słowo: geniusze.
Odchodząc teraz od muzyki. Ten weekend spożytkowałam także na zabawy w stylistkę na polyvore.com
Zakochałam się wprost w tej stronie i w jej możliwościach, mogłabym przesiedzieć na niej niemal tyle, ile kiedyś spędzałam w programie do graficznej obróbki zdjęć.
Nie sądziłam, że zajęcie to może być tak wciągające i czasochłonne. Niemniej jednak nie czuję, abym czas przeznaczony na tworzenie kolejnych zestawów mogła uznać za zmarnowany.
Ale jak to mawiają 'czas, który marnujesz z przyjemnością nie jest czasem zmarnowanym' I tego się właśnie trzymam. Btw, więcej moich projektów na Magsia Polyvore.
Znowu głupio zrobiłam i zaczęłam czytać kilka książek na raz. Czekają na mnie 'Brida', 'Cierpienia młodego Wertera' i 'Buszujący w zbożu', ale jakoś nie mam dzisiaj ochoty na wieczór z lekturą. Pozostaje jeszcze wielki sprawdzian z biologii i to właśnie podręcznikiem to tego przedmiotu powinnam się zainteresować, ale i do tego brak chęci.
Chyba zacznę pisać dalszy ciąg 'Taking chances', bo ostatnią część dodałam na początku listopada i nadeszła najwyższa pora na kolejną. Lubię ten stan, kiedy porzucam rzeczywistość i zaczynam żyć w świecie moich bohaterów, bardzo lubię.
Otwieram więc worda, robię zieloną herbatę z ananasem, włączam specjalną playlistę do pisania 'Taking Chances' i czekam na jutrzejsze popołudnie, które mam zamiar spędzić na warsztatach fotograficznych u pana Jacka-Zostań-Jeszcze-Godzinkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz