Tak niewiele potrzeba mi do szczęścia: kubka gorzkiej kawy z mlekiem, słońca wdzierającego się natarczywie w szparę między zasłonami, dobrego serialu, rozmowy z Tobą, serca złożonego ze znaku mniejszości i liczby trzy, Mike'a Skinnera, życiowych mądrości odnajdywanych na weheartit, śmiesznych planów bez szans na realizację, pustego elektronicznego arkusza papieru czekającego na przelanie moich myśli, ciepłego łóżka, kolejnego numer ulubionego czasopisma, głupiego sms'a przywołującego wspomnienia, świadomości ze już niedługo będzie to najlepsze lato życia.
Czas najwyższy wpisać coś do mojego specjalnego zeszytu z biegnącymi Murzynami na okładce. To, co w sobie ma to po prostu esencja tego, w co wierzę, jak myślę i co czuję. A wszystko tu ukryte w cytatach, krótkich przemyśleniach, oczywiście sformułowanych po angielsku, bo tylko w tym języku umiem pewne rzeczy wyrazić, i tych kilku pseudo-poetyckich wierszach.
Gdzieś muszę zapisać Najważniejszą Życiową Radę: nie wolno spisywać swoich pomysłów, bo to z góry skazuje je na porażkę. Udowodnione doświadczeniem własnym.
wtorek, 22 marca 2011
poniedziałek, 21 marca 2011
it's absolutely shit
niedziela, 20 marca 2011
I'm not playin thhis game no more
Jakie to dziwne uczucie, słuchać po pewnym czasie piosenki, na którą miało się taką fazę, że potrafiło się odsłuchiwać ją jakieś 200 razy pod rząd. Jeszcze bardziej zastanawia mnie, kiedy następuje ten moment, w którym zaprzestajemy jej słuchania. Bo czasem, co oczywiste, znajdujemy inną, ale czasami co? Nudzi się nam? Zaczyna irytować? A może po prostu zaczynamy słuchać jej coraz mniej i mniej, aż w końcu o niej kompletnie zapominamy?
Nie wiem, nie mam pomysłu, jak to działa. Bo nie chodzi tu już o pojedyncze piosenki, ale artystów.
Przecież 5 lat temu taki Green Day to był mój cały świat. Rok temu- Placebo. Teraz- The Streets.
I za każdym razem nie wyobrażałam sobie bez nich życia.
Więc kurwa, słucham do oporu, bo nie jestem w stanie określić ile ta miłość potrwa.
O to chyba w miłości chodzi, nie?
Nie wiem, nie mam pomysłu, jak to działa. Bo nie chodzi tu już o pojedyncze piosenki, ale artystów.
Przecież 5 lat temu taki Green Day to był mój cały świat. Rok temu- Placebo. Teraz- The Streets.
I za każdym razem nie wyobrażałam sobie bez nich życia.
Więc kurwa, słucham do oporu, bo nie jestem w stanie określić ile ta miłość potrwa.
O to chyba w miłości chodzi, nie?
wtorek, 15 marca 2011
Before it's too late
Są takie płyty, w których człowiek zakochuje się od pierwszego dźwięku. Są też takie, które muszą w nas dojrzeć, w które musimy dokładnie, wielokrotnie się wsłuchać, aby w pełni je docenić.
I chyba do tej drugiej kategorii wrzucę ostatni album The Streets 'Computers and Blues'. Co więcej, tego wydawnictwa trzeba słuchać od początku do końca. Słuchając tylko pojedynczych kawałków nie jest się w stanie wyłapać tych smaczków, które czynią całość tak wyjątkową.
Mike Skinner zaprzyjaźnia się mocno z elektroniką, łącząc zgrabnie brit-hop z bardzo modnymi bitami, które zostają w głowie słuchacza i nie dają w żaden sposób o sobie zapomnieć. Uwagę zwraca też ciekawa warstwa tekstowa, wiele kawałków posiada nawiązania do Internetu i robiących obecnie furorę serwisów społecznościowych. W końcu tytuł zobowiązuje.
Odsłuchując płyty od razu uderza ilość gatunków, jakie Mike miksuje, aby osiągnąć absolutnie powalający efekt. Jednak nie zatraca w tym wszystkim siebie i tego, co prezentował się przez te 10 lat na poprzednich płytach. Drugi kawałek, 'Going Through Hell' z featuringiem Roberta Harveya zaskakuje swoim niemalże indie rockowym brzmieniem. Mike mówi 'Fall down five times, Rise up six!' i gdzieś zapala się iskierka nadziei, że może całe to kończenie kariery to tylko chwyt marketingowy, nie mający nic wspólnego z prawdziwymi zamierzeniami artysty. Kolejna kompozycja 'Roof of your car' swoimi dźwiękami przwodzi na myśl stare gry komputerowe na konsole, po którym następuje przejście do zdecydowanie drum'n'bassowych brzmień w 'Puzzled by the People', kawałka, który ma świetny tekst, odzwierciedlający naszą rzeczywistość, w której rozwiązań problemów szukamy w googlach.
Następnym wartym uwagi, i jednym z najlepszych, jest kawałek 'Blip on a Screen'. Tekst o rodzicu czekającym na narodziny dziecka i ten beat w tle jest powalający.
Kolejny, bo jedynie ponad minutowy kawałek 'ABC', udowadnia, że Mike nawet mówiąc alfabet, robi to po mistrzowsku. British accent czyni cuda.
'OMG' wyłowiłam jeszcze przed dokładnym przysłuchaniem się albumowi i jest to zdecydowanie jedna z perełek z jak najbardziej aktualnym tekstem nawiązującym do Facebooka.
I w końcu zamykający album kawałek 'Lock The Locks' , który, jeśli pomyśli się, ze o już koniec, wydaje się bardzo BARDZO depresyjny.
Bo nie sztuką jest zakończyć karierę, kiedy nikt nie kupuje już twoich płyt, sztuką jest zejść ze sceny w świetle fleszy, z godnością i dumą. I poczuciem, że nie zawiodło się swoich fanów.
I chyba do tej drugiej kategorii wrzucę ostatni album The Streets 'Computers and Blues'. Co więcej, tego wydawnictwa trzeba słuchać od początku do końca. Słuchając tylko pojedynczych kawałków nie jest się w stanie wyłapać tych smaczków, które czynią całość tak wyjątkową.
Mike Skinner zaprzyjaźnia się mocno z elektroniką, łącząc zgrabnie brit-hop z bardzo modnymi bitami, które zostają w głowie słuchacza i nie dają w żaden sposób o sobie zapomnieć. Uwagę zwraca też ciekawa warstwa tekstowa, wiele kawałków posiada nawiązania do Internetu i robiących obecnie furorę serwisów społecznościowych. W końcu tytuł zobowiązuje.
Odsłuchując płyty od razu uderza ilość gatunków, jakie Mike miksuje, aby osiągnąć absolutnie powalający efekt. Jednak nie zatraca w tym wszystkim siebie i tego, co prezentował się przez te 10 lat na poprzednich płytach. Drugi kawałek, 'Going Through Hell' z featuringiem Roberta Harveya zaskakuje swoim niemalże indie rockowym brzmieniem. Mike mówi 'Fall down five times, Rise up six!' i gdzieś zapala się iskierka nadziei, że może całe to kończenie kariery to tylko chwyt marketingowy, nie mający nic wspólnego z prawdziwymi zamierzeniami artysty. Kolejna kompozycja 'Roof of your car' swoimi dźwiękami przwodzi na myśl stare gry komputerowe na konsole, po którym następuje przejście do zdecydowanie drum'n'bassowych brzmień w 'Puzzled by the People', kawałka, który ma świetny tekst, odzwierciedlający naszą rzeczywistość, w której rozwiązań problemów szukamy w googlach.
'Loving isn't easyWraz z przeskoczeniem do następnego utworu nastrój zmienia się na zdecydowanie radosny. 'Without Thinking' ma zdecydowany potencjał na zostanie przebojem.
you can't google the solutions to people's feelings
Sometimes you have to find out for yourself.
Sometimes you need to be told.
Sometimes you never find the answer.'
Następnym wartym uwagi, i jednym z najlepszych, jest kawałek 'Blip on a Screen'. Tekst o rodzicu czekającym na narodziny dziecka i ten beat w tle jest powalający.
I love youZnowu przechodzimy przez mieszankę gatunków, prowadzącą przez funkowe i house'owe klimaty w 'Soldiers' i 'Those that don't know' , aż docieramy do 'We Can Never Be Friends' z ckliwym tekstem i gitarą, a także znowu wokalem Roba Harveya. Nie wiem jak Mike to robi, ale nawet chodząc po tak niebezpiecznym gruncie, zwinnie dozuje proporcje unikając kiczu. I wychodzi mu to, oj wychodzi.
You're only a 100 pixels on a scan
Kolejny, bo jedynie ponad minutowy kawałek 'ABC', udowadnia, że Mike nawet mówiąc alfabet, robi to po mistrzowsku. British accent czyni cuda.
'OMG' wyłowiłam jeszcze przed dokładnym przysłuchaniem się albumowi i jest to zdecydowanie jedna z perełek z jak najbardziej aktualnym tekstem nawiązującym do Facebooka.
Among the normally ignorable requests at the right,Ujmujące, tak samo jak przyjemne 'Trying to kill M.E.'. Przedostatnie 'Trust Me' da się określić tylko dwoma słowami: porywające i uzależniające.
I'd of never of guessed a request so nice,
Now if you look at my status,
I'm in a relationship too... with you.
I w końcu zamykający album kawałek 'Lock The Locks' , który, jeśli pomyśli się, ze o już koniec, wydaje się bardzo BARDZO depresyjny.
I smoked one too many cigarettes
I heard one too many lies
And I've gambled on too many bets
I lost it all too this life
I'm packing up my desk I've put it into boxes'Computers and Blues' to album świetny, zasłużone 9/10. Ale, mimo to, pozostawia po sobie jakiś niedosyt. Chociaż, kto wie, może tak jest lepiej.
Knock out the lights, lock the locks and leave
Bo nie sztuką jest zakończyć karierę, kiedy nikt nie kupuje już twoich płyt, sztuką jest zejść ze sceny w świetle fleszy, z godnością i dumą. I poczuciem, że nie zawiodło się swoich fanów.
THAT SAD MOMENT, WHEN YOU REALIZE YOUR FAVOURITE BAND NO LONGER EXIST AND YOU'LL NEVER LISTEN TO A NEW ALBUM OR SONG BY THEM
niedziela, 13 marca 2011
jutub
YouTube. Serwis, który jest znany doskonale każdemu z nas, na którym to dziennie umieszcza się około 85 tysięcy filmików. Mnożąc to sobie przez 6 lat działania uzyskuje się niewyobrażalną liczbę. Ale nawet w takim ogromie można znaleźć coś wyjątkowego, jeśli oczywiście dobrze się poszuka. Osobiście od zawsze śledzę kilka kanałów moich ulubionych zespołów, szczególnie tych, którzy umieszczają na YouTube krótkie filmiki z życia w trasie/ nagrywania nowej płyty etc. I tak, z okazji, że Mike Skinner od tygodnia gości w moim muzycznym świecie, ten weekend postanowiłam poświęcić właśnie jemu i jego kanałowi na YT. I to, co znalazłam kompletnie mnie zaskoczyło. Promo jego najnowszej płyty 'Computers And Blues' w formie interaktywnego (! nawet nie wiedziałam, że tak się da) filmiku, w którym widz podejmuje za Mike'a decyzje, słuchając sobie w tle materiału z nowego albumu. Historyjka zaczyna się od budzika i pierwszego wyboru: mamy wcisnąć drzemkę, wstać i poszukać czegoś do jedzenia, albo po prostu wyłączyć telefon i spać dalej. Po każdym wyborze zostajemy przeniesieni do kolejnych filmików i musimy podjąć kolejne decyzje. Wszystko prowadzi do rozmaitych zakończeń: możliwości jest masa, ale za każdym razem wywołują one uśmiech na twarzy, a na ekranie pojawia się napis REPLAY?, którego nie sposób nie nacisnąć. I tak, zaczynamy od początku. Spędziłam chyba pół godziny, kosztując każdej możliwości i śmiejąc się do ekranu, wybierając Mike'owi koszulkę, wysyłając go na imprezę z kuplami, zapraszając dziewczynę na małe igraszki w łóżku <3 albo, moje ulubione: każąc mu wypić szklankę soku pomarańczowego z niezwykłym i obrzydliwym dodatkiem. Naprawdę dawno nie było rzeczy, która sprawiłaby mi taki ubaw i kazała uwierzyć, że kreatywność nie zna granic.
Z resztą, pobawcie się sami:
REPLAY? :)
No, tymczasem idę dalej zagłębiać się w dyskografię The Streets. Mike prześladuje mnie już nawet w h&m!
środa, 9 marca 2011
It's a british thing
Nigdy nie lubiłam rapu. Nie ogarniałam ani tej kultury spodni z krokiem w kolanach, ani bezsensownych tekstów pełnych przekleństw i żałosnych historyjek o podrywaniu panienek. Jakoś zawsze bardziej przemawiała do mnie gitara. I to właśnie taka muzyka jak rock płynęła od zawsze z moich głośników. Chociaż muszę wspomnieć, że mniej więcej w 6 klasie szkoły podstawowej na mojej ścianie zawisnął plakat Eminema. A to wszystko dlatego, że polubiłam jego cztery kawałki, chociaż byłam za mała, żeby zrozumieć ich przesłanie. Gdy podrosłam, zrozumiałam, że nie jest to muzyk dla mnie. W jego tekstach za dużo było agresji.
I tak, na Eminemie skończyła się moja przygoda z raperami. Słucham wielu artystów, tworzących poprzez szeroko rozumiany rock, indie i od czasu do czasu jakiś ambitniejszy pop z elementami electro. Generalnie jestem otwarta na wiele gatunków, ale jednak mam swoje granice. Jednak nigdy nie sądziłam, że wrócę jeszcze do rapu. Aż do niedzieli, kiedy postanowiłam bliżej przyjrzeć się The Streets. Wystarczyło, że raz przesłuchałam 'Blinded by the lights' i kompletnie zatraciłam się w twórczości Mike'a Skinnera.
Jestem absolutnie zakochana w jego brytyjskim akcencie i choćby ze względu na to mogłabym słuchać jego kawałków godzinami. Jednak nie chodzi tylko o to. Jego utwory są proste, to prawda, ale równocześnie jest w tej prostocie coś takiego prawdziwego. Teksty Mike'a są bardzo uniwersalne, rapuje o życiu, o tym, co spotyka każdego z nas: problemy w sferze związków, nieuchronne przemijanie, utrata ważnych osób, ale nie zapominając o radosnej stronie życia. Na dodatek jego spojrzenie ma w sobie coś takiego... Nie wiem, po prostu mam wrażenie, że takie spojrzenie mają ludzie starzy, z bagażem doświadczeń.
Widzimy się na Openerze, Mike ;)
I tak, na Eminemie skończyła się moja przygoda z raperami. Słucham wielu artystów, tworzących poprzez szeroko rozumiany rock, indie i od czasu do czasu jakiś ambitniejszy pop z elementami electro. Generalnie jestem otwarta na wiele gatunków, ale jednak mam swoje granice. Jednak nigdy nie sądziłam, że wrócę jeszcze do rapu. Aż do niedzieli, kiedy postanowiłam bliżej przyjrzeć się The Streets. Wystarczyło, że raz przesłuchałam 'Blinded by the lights' i kompletnie zatraciłam się w twórczości Mike'a Skinnera.
Jestem absolutnie zakochana w jego brytyjskim akcencie i choćby ze względu na to mogłabym słuchać jego kawałków godzinami. Jednak nie chodzi tylko o to. Jego utwory są proste, to prawda, ale równocześnie jest w tej prostocie coś takiego prawdziwego. Teksty Mike'a są bardzo uniwersalne, rapuje o życiu, o tym, co spotyka każdego z nas: problemy w sferze związków, nieuchronne przemijanie, utrata ważnych osób, ale nie zapominając o radosnej stronie życia. Na dodatek jego spojrzenie ma w sobie coś takiego... Nie wiem, po prostu mam wrażenie, że takie spojrzenie mają ludzie starzy, z bagażem doświadczeń.
Powoli, piosenka po piosence przedzieram się przez jego dyskografię, zachwycając się trafnością jego tekstów, dobrymi brzmieniami i oczywiście, jego akcentem. Nie wiem jak to możliwe, ale w jego ustach nawet słowo 'fucking' brzmi jak poezja.
Plus kawałki Mike'a, które mnie powaliły:
czwartek, 3 marca 2011
Girl power
Podziwiam wielu artystów, od muzyków, poprzez fotografów, aktorów i projektantów. Jednak co zauważyłam, praktycznie wszystkie osoby, które stawiam sobie jako wzór, są mężczyznami. Nie mam pojęcia z czego to wynika, ale na palcach jeden ręki mogę wyliczyć artystki, które lubię. Najczęściej związane są one z filmem czy modelingiem, prawie nigdy z muzyką.
Ale w tej regule znalazł się jeden wyjątek. Szwedzka electro-popowa wokalistka Robyn. Nigdy w życiu nie lubiłam żadnej piosenkarki tak bardzo jak lubię ją. Poznałam ją jakoś w listopadzie zeszłego roku, kiedy to mój znajomy Joe polecił mi ją, twierdząc, że może mi się spodobać. Podeszłam do tematu nieco sceptycznie: obiła mi się kiedyś o uszy swoim 'With Every Heartbeat' i zupełnie nie urzekła. Wierząc jednak głęboko w dobry gust Joego, dałam jej szansę. I co tu dużo mówić, tym razem kompletnie mnie oczarowała. Wszystkim. Uwielbiam sposób, w jaki łączy w sumie smutne teksty z genialnymi rytmami, przy których nie sposób usiedzieć. Weźmy chociaż moje ulubione 'Dancing On My Own'
Genialny dance'owy bit z mistrzowskim tekstem, który może okazać się idealnym opisem uczuć każdej dziewczyny. Piosenka z półki 'posłuchasz raz i nigdy nie przestaniesz'.
Tak samo 'Be Mine!'
I cudowne 'Indestructible'
Ale w tej regule znalazł się jeden wyjątek. Szwedzka electro-popowa wokalistka Robyn. Nigdy w życiu nie lubiłam żadnej piosenkarki tak bardzo jak lubię ją. Poznałam ją jakoś w listopadzie zeszłego roku, kiedy to mój znajomy Joe polecił mi ją, twierdząc, że może mi się spodobać. Podeszłam do tematu nieco sceptycznie: obiła mi się kiedyś o uszy swoim 'With Every Heartbeat' i zupełnie nie urzekła. Wierząc jednak głęboko w dobry gust Joego, dałam jej szansę. I co tu dużo mówić, tym razem kompletnie mnie oczarowała. Wszystkim. Uwielbiam sposób, w jaki łączy w sumie smutne teksty z genialnymi rytmami, przy których nie sposób usiedzieć. Weźmy chociaż moje ulubione 'Dancing On My Own'
Genialny dance'owy bit z mistrzowskim tekstem, który może okazać się idealnym opisem uczuć każdej dziewczyny. Piosenka z półki 'posłuchasz raz i nigdy nie przestaniesz'.
Tak samo 'Be Mine!'
Optymistyczne 'Dream on' z urzekającym teledyskiem'Cause you never were, and you never will be mine
(You looked happy, and that's great)
No, you never were, and you never will be mine
(I just miss you, that's all)
I cudowne 'Indestructible'
U-WIEL-BIAM! Już dawno nie natrafiłam na teksty tak dobrze oddające moje uczucia, nie dziwi więc, dlaczego tak bardzo ją lubię i nie mogę znieść myśli, że przegapiłam ją, gdy była w Polsce. Ja to się zawsze za późno obudzę, cóż. Teraz tylko czekać na jej rychły powrót, oczywiście w rytmie jej kawałków ;)I'm gonna love you like I've never been hurt before
I'm gonna love you like I'm indestructible
Subskrybuj:
Posty (Atom)