niedziela, 20 marca 2011

I'm not playin thhis game no more

Jakie to dziwne uczucie, słuchać po pewnym czasie piosenki, na którą miało się taką fazę, że potrafiło się odsłuchiwać ją jakieś 200 razy pod rząd. Jeszcze bardziej zastanawia mnie, kiedy następuje ten moment, w którym zaprzestajemy jej słuchania. Bo czasem, co oczywiste, znajdujemy inną, ale czasami co? Nudzi się nam? Zaczyna irytować? A może po prostu zaczynamy słuchać jej coraz mniej i mniej, aż w końcu o niej kompletnie zapominamy?
Nie wiem, nie mam pomysłu, jak to działa. Bo nie chodzi tu już o pojedyncze piosenki, ale artystów.
Przecież 5 lat temu taki Green Day to był mój cały świat. Rok temu- Placebo. Teraz- The Streets.
I za każdym razem nie wyobrażałam sobie bez nich życia.
Więc kurwa, słucham do oporu, bo nie jestem w stanie określić ile ta miłość potrwa.
O to chyba w miłości chodzi, nie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz